GOTEBORG, LOTNISKO LANDVETTER
Na początku
warto zaznaczyć, że nie twierdzę, że tylko student filologii powinien
podróżować – powinien robić to każdy, kto tylko ma do tego okazję. A dzisiaj
okazji i możliwości jest nie mało: tańsze bilety lotnicze, oferty last minute, różne opcje nocowania na
miejscu. Ciekawa oferta turystyczna wielu miast w Europie i na świecie,
nadchodzące lato, nadchodzące wakacje. Dłuższe weekendy w maju.
Dlaczego jednak
do głowy wpadł mi przypadek studenta filologii? No cóż, bo sama nim jestem i
dopiero… oh, stop. Od początku!
Przez to, że
studiuję dwa kierunki [przeczytaj, co sądzę o takim szalonym pomyśle] i oprócz
uczelni mam jeszcze inne obowiązki, pole możliwości wyjazdów nieco się zawęża.
Nawet w ubiegłe wakacje pojechałam za granicę z celem „do pracy”, a nie „na
wypoczynek”. Dodajmy do tego, że jestem raczej typem domatora i jeśli mogę, to
wolę czasami poleżeć w łóżku z dobrą książką, niż biegać po szlakach górskich
szukać wiewiórek na drzewach.
Któregoś
wieczoru pod koniec kwietnia pisze do mnie koleżanka z uczelni:
- Znajoma
podesłała mi link do tanich biletów do Goteborga. Ach, szkoda, że nie mam z kim
lecieć, taki szybki wypad.
Pomyślałam
sobie: kurde, kończę drugi rok filologii szwedzkiej i jeszcze ani razu nie
byłam w Szwecji, a jedyny kontakt z prawdziwym Szwedem to regularne (jak już na
nich jestem…) zajęcia z „praktycznej nauki języka szwedzkiego” i przypadkowe
spotkanie przy automacie biletowym w centrum miasta (w Krakowie, wbrew pozorom,
jest mnóstwo Szwedów, jak się okazuje!). A może tak…
Pytam więc: - A
kiedy ten wyjazd i do kiedy?
No to dowiaduję
się szybko, że wylot w niedzielę, powrót w środę, cena przystępna. Jedyny minus
taki, że wylot i przylot z i do Warszawy. Ale myślę sobie: 51% zniżki
studenckiej na PKP jest, to czemu by nawet do tej Warszawy nie jechać? Dobra.
- DOBRA, lecimy
– piszę.
- Ale SERIO, że
SERIO?
- Rezerwuj
szybko te bilety, póki się nie rozmyśliłam jeszcze.
Zarezerwowane,
zapłacone.
Do tej pory nie
wiem, co tak naprawdę mnie przekonało do tej dość spontanicznej decyzji. Dopiero
po półtora tygodnia dotarło do mnie, że NAPRAWDĘ lecimy do Szwecji. Do miejsca,
gdzie po raz pierwszy będę mogła na własne oczy zobaczyć prawdziwego, typowego
Svenssona, iść na typową szwedzką fikę z lodami i zjeść typową szwedzką bułkę
na milion słodkich sposobów. I tu pojawia się bezpośrednie powiązanie z tytułem
notki: dlaczego akurat student filologii?
Nie wiem, jak to
wygląda dokładnie na innych filologiach, ale podejrzewam, że program jest w
miarę możliwości dość podobny. Uczymy się naprawdę wielu rzeczy oprócz samego
języka: historia danego kraju, osobno również języka; składni, gramatyki,
realioznawstwa, krajoznawstwa, mamy różne opcje (Przeczytaj, dlaczego nie warto
iść na filologię tylko na naukę języka obcego). Nazwa przedmiotu, na którym uczymy
się języka szwedzkiego, jest dość przewrotna: Praktyczna nauka języka
szwedzkiego. Z praktyką niewiele ma jednak wspólnego, ale o tym innym razem.
Całe studia
filologiczne można podsumować więc jednym słowem: TEORIA. Znasz nazwy
najciekawszych ulic wielkich miast, nazwiska znamienitych ludzi, kojarzysz z
wyglądu pomniki, ale nigdy nie widziałeś ich na własne oczy. Nie zrobiłeś
własnego zdjęcia, tylko zaglądasz do grafik Google.
Teraz myślę, że
przez te dwa lata ślizgałam się trochę z zajęć na zajęcia, pisałam pracki
domowe, robiłam zadanka, czytałam jakieś teksty. Lubię język szwedzki,
gramatyka jest fajna, słówka niekiedy zabawne. Ale na „fajny” i „spoko” mój
zachwyt się kończył. Dopiero tam w Szwecji poczułam się po prostu zafascynowana tym, co mnie otaczało.
Poczułam, że naprawdę chcę się go nauczyć i wraz z zobaczeniem prawdziwego
łosia (między innymi) wstąpiła we mnie motywacja, żeby przeć do przodu i nie
tylko się nauczyć szwedzkiego, ale też zrozumieć i poczuć.
Nauka języka obcego bez poznania kultury i ludzi na
żywo mija się z celem. Po co uczyć się niemieckiego,
jeśli nigdy nie zajrzymy do Berlina, nie napijemy się piwa na Bawarii i nie
zjemy niemieckiego precla? Po co uczyć się hiszpańskiego, jeśli nie chcemy
wybrać się do Hiszpanii? Jeśli kochamy tylko siebie i nie chce nam się
wyściubiać nosa poza Polskę, to uczmy się tylko polskiego, oszczędzimy sobie
trudu i czasu. Na co nam angielski, rosyjski, japoński czy języki skandynawskie,
skoro w Polsce wystarczy nam nasz polski?
Trzy dni, na
które my poleciałyśmy, to zdecydowanie za krótko, by zdecydować, co tak
naprawdę nam się w danej kulturze podoba, a co nie. Ale wystarczająco, by w
ogóle zadać sobie pytanie „Co mi się podoba? Dlaczego jestem na tych
studiach?”. Im wcześniej, tym lepiej.
Życie, język i
kultura są żywe i to właśnie na żywo najlepiej się ich uczyć – szwedzkiego
wśród Szwedów w codziennych sytuacjach w kawiarni, sklepie czy McDonaldzie.
„Żywe” dialogi w podręcznikach to za mało J
Jak napisałam –
dzisiaj jest dużo różnych, ciekawych okazji. Ja też miałam ich wiele w ciągu
tych dwóch lat, a mimo to nie korzystałam z nich. Możliwe, że trochę się bałam,
dlatego apeluję: nie bójcie się i jeśli tylko uczycie się jakiegoś języka
obcego, wybierzcie się do kraju, gdzie naprawdę go użyjecie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz