poniedziałek, 30 maja 2016

Dlaczego filolog powinien podróżować?

GOTEBORG, LOTNISKO LANDVETTER

     Na początku warto zaznaczyć, że nie twierdzę, że tylko student filologii powinien podróżować – powinien robić to każdy, kto tylko ma do tego okazję. A dzisiaj okazji i możliwości jest nie mało: tańsze bilety lotnicze, oferty last minute, różne opcje nocowania na miejscu. Ciekawa oferta turystyczna wielu miast w Europie i na świecie, nadchodzące lato, nadchodzące wakacje. Dłuższe weekendy w maju.

     Dlaczego jednak do głowy wpadł mi przypadek studenta filologii? No cóż, bo sama nim jestem i dopiero… oh, stop. Od początku!


     Przez to, że studiuję dwa kierunki [przeczytaj, co sądzę o takim szalonym pomyśle] i oprócz uczelni mam jeszcze inne obowiązki, pole możliwości wyjazdów nieco się zawęża. Nawet w ubiegłe wakacje pojechałam za granicę z celem „do pracy”, a nie „na wypoczynek”. Dodajmy do tego, że jestem raczej typem domatora i jeśli mogę, to wolę czasami poleżeć w łóżku z dobrą książką, niż biegać po szlakach górskich szukać wiewiórek na drzewach.

     Któregoś wieczoru pod koniec kwietnia pisze do mnie koleżanka z uczelni:
     - Znajoma podesłała mi link do tanich biletów do Goteborga. Ach, szkoda, że nie mam z kim lecieć, taki szybki wypad.
     Pomyślałam sobie: kurde, kończę drugi rok filologii szwedzkiej i jeszcze ani razu nie byłam w Szwecji, a jedyny kontakt z prawdziwym Szwedem to regularne (jak już na nich jestem…) zajęcia z „praktycznej nauki języka szwedzkiego” i przypadkowe spotkanie przy automacie biletowym w centrum miasta (w Krakowie, wbrew pozorom, jest mnóstwo Szwedów, jak się okazuje!). A może tak…
     Pytam więc: - A kiedy ten wyjazd i do kiedy?
     No to dowiaduję się szybko, że wylot w niedzielę, powrót w środę, cena przystępna. Jedyny minus taki, że wylot i przylot z i do Warszawy. Ale myślę sobie: 51% zniżki studenckiej na PKP jest, to czemu by nawet do tej Warszawy nie jechać? Dobra.
     - DOBRA, lecimy – piszę.
     - Ale SERIO, że SERIO?
     - Rezerwuj szybko te bilety, póki się nie rozmyśliłam jeszcze.
     Zarezerwowane, zapłacone.

     Do tej pory nie wiem, co tak naprawdę mnie przekonało do tej dość spontanicznej decyzji. Dopiero po półtora tygodnia dotarło do mnie, że NAPRAWDĘ lecimy do Szwecji. Do miejsca, gdzie po raz pierwszy będę mogła na własne oczy zobaczyć prawdziwego, typowego Svenssona, iść na typową szwedzką fikę z lodami i zjeść typową szwedzką bułkę na milion słodkich sposobów. I tu pojawia się bezpośrednie powiązanie z tytułem notki: dlaczego akurat student filologii?

     Nie wiem, jak to wygląda dokładnie na innych filologiach, ale podejrzewam, że program jest w miarę możliwości dość podobny. Uczymy się naprawdę wielu rzeczy oprócz samego języka: historia danego kraju, osobno również języka; składni, gramatyki, realioznawstwa, krajoznawstwa, mamy różne opcje (Przeczytaj, dlaczego nie warto iść na filologię tylko na naukę języka obcego). Nazwa przedmiotu, na którym uczymy się języka szwedzkiego, jest dość przewrotna: Praktyczna nauka języka szwedzkiego. Z praktyką niewiele ma jednak wspólnego, ale o tym innym razem.
Całe studia filologiczne można podsumować więc jednym słowem: TEORIA. Znasz nazwy najciekawszych ulic wielkich miast, nazwiska znamienitych ludzi, kojarzysz z wyglądu pomniki, ale nigdy nie widziałeś ich na własne oczy. Nie zrobiłeś własnego zdjęcia, tylko zaglądasz do grafik Google.

     Teraz myślę, że przez te dwa lata ślizgałam się trochę z zajęć na zajęcia, pisałam pracki domowe, robiłam zadanka, czytałam jakieś teksty. Lubię język szwedzki, gramatyka jest fajna, słówka niekiedy zabawne. Ale na „fajny” i „spoko” mój zachwyt się kończył. Dopiero tam w Szwecji poczułam się po prostu zafascynowana tym, co mnie otaczało. Poczułam, że naprawdę chcę się go nauczyć i wraz z zobaczeniem prawdziwego łosia (między innymi) wstąpiła we mnie motywacja, żeby przeć do przodu i nie tylko się nauczyć szwedzkiego, ale też zrozumieć i poczuć.

     Nauka języka obcego bez poznania kultury i ludzi na żywo mija się z celem. Po co uczyć się niemieckiego, jeśli nigdy nie zajrzymy do Berlina, nie napijemy się piwa na Bawarii i nie zjemy niemieckiego precla? Po co uczyć się hiszpańskiego, jeśli nie chcemy wybrać się do Hiszpanii? Jeśli kochamy tylko siebie i nie chce nam się wyściubiać nosa poza Polskę, to uczmy się tylko polskiego, oszczędzimy sobie trudu i czasu. Na co nam angielski, rosyjski, japoński czy języki skandynawskie, skoro w Polsce wystarczy nam nasz polski?

     Trzy dni, na które my poleciałyśmy, to zdecydowanie za krótko, by zdecydować, co tak naprawdę nam się w danej kulturze podoba, a co nie. Ale wystarczająco, by w ogóle zadać sobie pytanie „Co mi się podoba? Dlaczego jestem na tych studiach?”. Im wcześniej, tym lepiej.

     Życie, język i kultura są żywe i to właśnie na żywo najlepiej się ich uczyć – szwedzkiego wśród Szwedów w codziennych sytuacjach w kawiarni, sklepie czy McDonaldzie. „Żywe” dialogi w podręcznikach to za mało J

     Jak napisałam – dzisiaj jest dużo różnych, ciekawych okazji. Ja też miałam ich wiele w ciągu tych dwóch lat, a mimo to nie korzystałam z nich. Możliwe, że trochę się bałam, dlatego apeluję: nie bójcie się i jeśli tylko uczycie się jakiegoś języka obcego, wybierzcie się do kraju, gdzie naprawdę go użyjecie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonany przez Patrycję Grzyb dla bloga
Z J A D L A M - S Z M I N K E.pl
2017 | All Rights Reserved

kontakt: wanilijowa@gmal.com