środa, 8 marca 2017

Nie jestem svenskfreakiem

Zawsze powtarzam, że jeśli już chcecie iść na studia, to zróbcie to zgodnie ze swoimi zainteresowaniami - w przeciwnym razie w ciągu następnych trzech lub i więcej lat zgubicie się w rachunkach, ile razy w tygodniu mieliście ochotę podjeść trochę cyjanku, przedawkować z APAPem lub zakopać się żywcem w ziemi tak, by nikt (a w szczególności wykładowcy) nie mógł Was znaleźć.

Pewnie sobie myślicie: Aha! To właśnie dlatego jej wybór padł na filologię szwedzką. Bo już za dziecka znałam wszystkie baśnie, bajki i mity skandynawskie, pod łóżkiem hasały mi elfy i rusałki, szwedzki Mikołaj (Tomten) przychodził do mnie na gwiazdkę i wyglądał jak przebrana czarownica z najgorszych sennych koszmarów, a z okazji Midsommar skakałam wokół wielkiego pala z wiankiem na głowie i jak cała Szwecja, śpiewałam wesołe piosenki. Cała kultura Szwecji, całej Skandynawii, napawała mnie optymizmem, motywowała do przeczytanie kolejnego dzieła Strindberga i do udzielania się we wszystkich (koniecznie we wszystkich!) szkolnych kółkach zainteresowań na modę szwedzką.

No, wiecie, nie chcę Was rozczarować, ale nie do końca tak to wyglądało. Gdy byłam dzieckiem, nie pamiętam nawet, czy wiedziałam, gdzie Szwecja jest. A jeśli już wiedziałam, że w ogóle była, to pewnie myślałam, że jest na końcu świata, gdzieś obok Australii czy coś. Nigdy nie lubiłam geografii (może dlatego zaliczenie z mapy Szwecji wyglądało trochę jak gra w ciuciubabkę :) PS. I naprawdę dość długo zajęło mi ogarnięcie, że IKEA jest ze Szwecji. Ale z Oriflame było już lepiej, więc jest dla mnie jeszcze jakaś nadzieja.
Trochę już o tym pisałam na samym początku tego bloga, na początku mojej "szwedzkiej" kariery. Kariery filologa szwedzkiego. Brzmi to tak majestatycznie, że czasem stoję przed lustrem i sobie to powtarzam: Jesteś filologiem (tak właśnie zdarzało się to akcentować naszej lektorce z łaciny)! Możesz wszystko (w tym ogarnąć wszystkie deklinacje czasownika audi)!
Pamiętacie?
Przypomnę Wam:
Nie miałam o Szwecji ani zielonego, ani nawet bladego pojęcia.

Nie słuchałam ABBY i nie wiedziałam, że Europe też byli ze Szwecji. W podstawówce tylko zmyślałam na języku polskim, że przeczytałam Dzieci z Bullerbyn (wiecie, że właśnie w tym momencie ogarnęłam złożenie Buller-byn?) czy Pippi Långstrumpf, a tak naprawdę wbijałam wzrok w ławkę, udając, że pilnie notowałam. Nawet nie oglądałam filmów o tej całej Fizi. Ale ze mnie ignorantka, nie? Nie miałam pojęcia, jakim językiem jest szwedzki (a na początku byłam przekonana, że czasowniki na pewno jakoś się odmienia, na pewno coś więcej, niż dodanie -r w czasie teraźniejszym), nie wiedziałam, że łoś (słodki älg) jest tak uwielbiany czy że wielki czerwony koń z drewna z prowincji Dalarna może mieć tylu fanów - choć może jak tak myślę, nasz Krakowiaczek czy Smok Wawelski też ma swoich adoratorów.

Jak więc widzicie, nie do końca szłam za głosem serca i miłością do Szwecji, decydując się na filologię szwedzką. Myślę, że po prostu byłam ciekawa czegoś nowego, czegoś innego, a że było to związane z - wow - czymś nowym i językowym, to tak po prostu się stało. I wiecie, mimo to na ogół było i jest całkiem nieźle. Jakoś idzie, dzień za dniem, ale musicie pamiętać, że studia na osławionej filologii (jakiejkolwiek) pochłaniają naprawdę dużo czasu i energii - nawet udawanie, że się przeczytało Pannę Julię Strindberga (mam nadzieję, że dobrze pamiętam... ;) wymaga skupienia. Interesujecie się zdrowym odżywianiem, techniką wykonywania ćwiczeń siłowych i super szkolenie jest akurat w trakcie Waszych najcięższych zajęć lub tuż przed sesją? No cóż, każdy ma swoje priorytety, ale niestety, podejrzewam, że mimo wszystko wybierzecie jednak wykład, a wewnętrzna frustracja osiągnie swoje apogeum. Ale jest okej. Da się żyć.

Powiem Wam jeszcze więcej! A co, skoro już tak na szczerość mnie wzięło. Nie lubię przegrywać - nikt nie lubi, ale ja nie lubię szczególnie, a czasami są tygodnie (w tym szczególnie zajęcia ze szwedzkiego), gdy czuję, że po prostu przegrywam. Nie wiem jeszcze, co przegrywam - czy jest to jeden marcowy dzień, czy całe życie, gdy wypełniam swój psi, to znaczy, studencki obowiązek i siedzę na niekończących się wykładach. No i wiecie co jeszcze? Choć zdarzało mi się płakać (tak, naprawdę i dosłownie, bez przesady) nad notatkami, choć zdarzyło mi się nieraz totalnie zwątpić, czy to wszystko w ogóle ma sens, przesypiać wykłady (czasami naprawdę osiągało się rekordy) lub użerać się ze wspaniałym Pegazem, to i tak fajnie, że jestem tu, gdzie jestem, z tymi ludźmi, z którymi jestem. I tego Wam życzę, Kochani :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonany przez Patrycję Grzyb dla bloga
Z J A D L A M - S Z M I N K E.pl
2017 | All Rights Reserved

kontakt: wanilijowa@gmal.com