środa, 11 stycznia 2017

5 semestrów filologii szwedzkiej - wnioski


Noworoczne postanowienie dalej w mocy - obiecałam sobie pisać nieco częściej, regularniej, za to może trochę krócej, ale jakiś kompromis musi być. Choć z zewnątrz tego nie widać, wiem, że wiele osób czyta tego bloga właśnie przez wzgląd na posty o filologii szwedzkiej na UJ w Krakowie - pozdrawiam wszystkich utajnionych czytelników, których mijam na korytarzach Paderevianum :) Zagadajcie kiedyś, ja wbrew pozorom naprawdę nie gryzę!

Ale dobra, koniec swawoli. Zaraz skończy się (oby pomyślnie) piąty semestr moich studiów filologicznych na specjalizacji: język szwedzki. Trochę się przez ten czas zmieniło, w tym moje spojrzenie na wiele spraw, podejście do wielu innych. Co tu dużo mówić, jakie wnioski po pięciu semestrach filologii szwedzkiej odnośnie samego studiowania tejże filologii?

1. To, że jesteś na filologii szwedzkiej wcale nie znaczy, że potem będziesz świetnie mówił po szwedzku.
Pewnie, to kwestia indywidualna, ale raczej nigdy sam zapis i chodzenie na zajęcia nie zapewni Ci, że na pewno będziesz świetnie umiał język obcy, "bo przecież jesteś po filologii". Chcesz języka? Idź na kurs lub konwersacje, zaoszczędzisz mnóstwo czasu, a czas to pieniądz (nawet jeśli ten sam pieniądz musisz zostawić przy zapisach na kurs).
Jestem naprawdę r o z c z a r o w a n a, że w studiach filologicznych, gdzie na język powinno stawiać się naprawdę dużo, jest tak mało zajęć ogólnie językowych (nie tylko szwedzkiego), ale po prostu: prawie w ogóle zajęć językoznawczych. Bo filologia to nie tylko język - jeszcze raz to powtórzę. To też literatura i właśnie - językoznawstwo, którego na filologii szwedzkiej jest tyle, co kot napłakał. A naprawdę, im ciekawszy i bardziej niszowy jest język, tym więcej smaczków czysto językowych można z niego wyciągnąć. Tutaj się na to nie nastawiajcie, przynajmniej nie przy obecnym programie naukowym :)

2. Rozwinięcie do punktu pierwszego:
... nie umiem szwedzkiego. A przynajmniej nie tak, jakbym tego od siebie oczekiwała i bym chciała po 5 semestrach nauki. To że mogłam na niego poświęcić zdecydowanie mniej czasu, niż niektóre osoby, to jedno, ale fakt, że na zajęciach niemal w ogóle nie mówimy naturalnym, freestyle'owym szwedzkim, to drugie. Nasza nauka szwedzkiego opiera się na czytaniu tekstów, słuchankach, a teraz w szczególności na tłumaczeniach (zdania typu: kret wsadził łapkę do koszyka, a on okazał się pusty, bo jeżyca wyjadła już wszystkie kanapki - ja tam nie narzekam, to fajna zabawa ze wstępnym przekładem, ale kret i jeżyca raczej nie pomogą mi w urzędzie szwedzkim, gdybym chciała coś załatwić...) - dlatego przygotujcie się albo na dużo własnej pracy w domu (po kilkunastu godzinach na uczelni), albo pogódźcie się z tym, że szwedzkiego naprawdę dobrze nauczycie się, gdy będziecie mieć czas - po studiach.

3. Jeśli naprawdę nie interesujecie się literaturą szwedzką, to...
znienawidzicie te studia. Naprawdę, obiecuję Wam to z ręką na sercu. Jeśli jeszcze trafi Wam się rocznik ludzi, z którymi się za grosz nie będziecie dogadywać, każdy poranek będzie piekłem (a już w szczególności, gdy pierwszymi zajęciami będzie właśnie literatura). Jak nie lubicie czytać lub nie macie na to czasu, a czytania jest sporo, to albo musicie umieć sobie radzić, albo nie wiem 😅

4. Będziecie szmuglować gramatykę szwedzką do polskiej.
Zupełnie nieświadomie, ale w pewnym momencie Wasz polski, ojczysty język, zacznie Wam się wydawać naprawdę dziwny. Na przykład, gdy napiszecie: Nie byłam kiedyś w Holandii. Podejrzewam, że tak będzie w każdym przypadku, gdy będziecie się zajmować jakimś językiem na co dzień, który będzie po prostu inny od Waszego ojczystego :)

5. Dopiero po pięciu semestrach odnajduję w sobie - bardzo powoli - pasję do Szwecji.
Może pamiętacie, chyba w pierwszym poście o filologii szwedzkiej pisałam, że nie wiem, co ja tam robię. Wszyscy wokół coś o tej Sverige wiedzieli, znali kilkunastu szwedzkich autorów, zdążyli już odwiedzić Szwecję albo chociaż wiedzieli, jak bardzo szwedzki jest łoś. Ja nie. Ale wiecie, powoli chyba w sobie to wyhodowałam, wyuczyłam i kto wie, może kiedyś Szwecja będzie i moją małą pasjunią, zobaczymy. Także jest to nadzieja dla tych, którzy tracą zapał. Jeśli ja - osoba, którą nieustanna literatura szwedzka zabija po kawałku - polubiła Szwecję i zainteresowała się nią, i chociaż w drobnym stopniu wiąże z nią jakoś przyszłość, to jest szansa. Dla każdego.

6. Gdybym mogła, zrobiłabym parę rzeczy inaczej.
Pewnie każdy tak mówi w którymś momencie. Nie wiem, czy to dobrze, gdy ja stwierdzam to już przed 22 urodzinami. Ale gdybym była na początku studiów - a więc rada dla przyszłych ubiegających się o przyjęcie - od samego początku postawiłabym na praktykę. I nie chodzi mi o mówienie po szwedzku do lustra, nie chodzi mi o język. Ale nie pozwoliłabym zdominować mojego życia studiom, które są zaledwie studiami stawiającymi na teorię. A teoria Was nie wyżywi :) Dlatego od samego początku, jak tylko macie możliwość - próbujcie swoich sił w praktyce. Patrzcie na staże, na praktyki, jakieś kursy. Pewnie, w pierwszym semestrze nikt Was raczej na staż nie przyjmie, bo co pracodawcy zaoferujecie oprócz pięknego uśmiechu? No nic. Ale jest wiele innych możliwości - korzystajcie z nich, póki macie na to czas. Bo po licencjacie zrozumiecie, że nie macie nawet co wpisać do CV.

7. Właśnie w tym momencie znienawidziłam moje studia ponownie, bo...
przez sesję musiałam zrezygnować z aż dwóch kursów, które mnie interesowały w tym miesiącu - ale to chyba kwestia samego studiowania. Ale na to też się przygotujcie: jeśli traktujecie studia chociaż TROCHĘ poważnie, to miej na uwadze, że czasami będziecie musieli dać za wygraną z czymś innym - tough life. Get ready, studia to nie tylko (u nas: wcale) grube imprezy co weekend, ani nawet nie w środku tygodnia, a już tym bardziej nie co drugi dzień.

Niemniej, trzymam kciuki i życzę powodzenia, ale przede wszystkim: wytrwałości! :)

2 komentarze:

  1. Witam. :)
    Niedawno trafiłam na Twojego bloga i nie mogę się od niego oderwać. ;)
    Jestem dopiero (albo aż) w drugiej klasie liceum i od jakiegoś czasu chodzi za mną filologia szwedzka. Kocham Skandynawię odkąd sięgam pamięcią (klimat, fauna i flora, historia, język, mitologia), więc jest to raczej oczywisty wybór. Mam jednak kilka pytań:
    1. Czy ciężko jest z tym niemieckim (grupa podstawowa)? Nigdy się go nie uczyłam i w sumie jego się najbardziej obawiam...
    2. Czy plan zajęć jest na tyle elastyczny, żeby studiować drugi kierunek (pedagogika) i mieć czas dla siebie?
    3. Jak jest z dojazdem na miejsca zajęć itp.?
    Z góry dziękuję za odpowiedź. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Cieszę się, że blog przypadł Ci do gustu :)
      Na 1. pytanie znajdziesz już tu gdzieś odpowiedź (zajrzyj do postu FAQ), na 2. poniekąd również... Plan z reguły nie jest elastyczny wcale - wykłady są dla całości w jednym terminie, grupy językowe są tylko dwie i raczej jesteś przypisana alfabetycznie (lub pod poziom z niemieckiego) do nich, a one już naniesione na plan. Jednak często to da się pogodzić z drugim kierunkiem (jak w przypadku mojego), aczkolwiek czasu "dla siebie" pozostaje niewiele, ba, prawie w ogóle.
      3. Paderevianum znajduje się w samym centrum miasta (przy Alejach i kilka minut od Rynku Głównego), także zewsząd można dojechać, aczkolwiek zarówno rano, jak i po południu trzeba się liczyć z korkami :)

      Usuń

Szablon wykonany przez Patrycję Grzyb dla bloga
Z J A D L A M - S Z M I N K E.pl
2017 | All Rights Reserved

kontakt: wanilijowa@gmal.com