czwartek, 31 marca 2016

Dwadzieścia jeden lat stagnacji - koniec, rusz się!

     Kiedy byłam młodsza, ze zniecierpliwieniem wyczekiwałam tego momentu, gdy w końcu będę pełnoletnia i dostanę do ręki dowód osobisty, czyli "przepustkę do robienia wszystkiego". I strasznie mi się ten czas dłużył. Pewnie nie tylko mi, to chyba już taka zależność, że do osiemnastki jeden dzień trwa tydzień, a po niej - dzień można zmierzyć w pstryknięciu palca. W każdym razie, marzyłam i planowałam wtedy bardzo dużo i wydawało mi się, że potrafię znaleźć awaryjne wyjście z każdej sytuacji.
     A teraz mam dwadzieścia jeden lat - i co dalej? I nic, moje planowanie nie brało pod uwagę tego, że plany mogą się zmienić.
     Dwadzieścia jeden, oczko, to tak naprawdę tylko taki symbol. Wybicie północy w dniu kolejnych urodzin (tych czy następnych) nie skutkuje nagle masą siwych włosów czy kurzych łapek. A jednak, to właśnie symbole najbardziej pomagają nam zorganizować sobie życie. Postanowienia noworoczne (a więc nowa-lepsza ja!), nadejście wiosny (a więc wiosenne porządki), data nadchodzących wakacji (a więc dieta i detoks, bo przecież w tym stanie nie założę bikini!) i tak dalej.

     W pewnym momencie dajemy jednak za wygraną i mówimy sobie "mamy jeszcze czas, jesteśmy młodzi, poczekamy do...". Ale tak naprawdę wcale nie mamy czasu. Ile można siedzieć i myśleć, i planować, co będziemy robić w przyszłości? Zamiast planować, co jutro, po prostu to róbmy!
     Odkąd tylko pamiętam, wszystko miałam dopięte na ostatni guzik - po gimnazjum to konkretne liceum, po liceum te konkretne studia, potem ta konkretna praca [tu był jeszcze awaryjny plan B i ewentualnie nawet C, tak na zaś, bo przezorny ubezpieczony]. Od zawsze wydawało mi się, że wiem, co chcę robić w życiu. Ale chyba trochę się przeliczyłam, jeśli sądziłam, że w wieku od dwunastu do piętnastu lat wiedziałam, co mnie kręci (w tym momencie warto zauważyć lekko poroniony sens wyboru profilu klasy w szkole średniej) i z czym chciałabym wiązać przyszłość. Mało tego, zaczęłam się zastanawiać nad ideą pogadanek z doradcami zawodowymi, jakie zapewniali nam i w gimnazjum, i w liceum, bo nie sądzę, by ich podpowiedzi pokryły się z rzeczywistością. Przynajmniej nie w moim przypadku, bo teraz, po tych kilku latach przekonania, że "wiem", do czego zmierzam, doszłam do wniosku, że wszystko jest jednak trochę inaczej.

     Kiedyś pisałam w którymś poście, że marzyłam o byciu prawnikiem. Chciałam też prowadzić swoją firmę. Potem utrzymywał się pomysł, by zostać tłumaczem. Prawnik odpadł, własna firma raczej tez. Tłumacz... tłumacz jeszcze się trzyma, ale nie jako priorytet, raczej jako dorywcza praca dla własnej satysfakcji. Przez cały czas jednak robiłam wszystko, by iść mniej więcej właśnie w tych kierunkach.
     W tym momencie jestem w trakcie IV semestru filologii szwedzkiej oraz II semestru języka polskiego w komunikacji społecznej i dotarło do mnie, że zapięte na ostatni guzik plany wcale nie mają pokrycie w rzeczywistości, nieważne jak bardzo byśmy do tego dążyli. Interesują (a nawet pasjonują) mnie znacznie inne rzeczy, niż te kilka lat temu - niż nawet dwa lata temu, gdy szłam na studia.
     I w tym miejscu mam chyba kilka rad dla tych, którzy dopiero planują swoją przyszłość albo decydują się właśnie na to, by coś w niej jednak zmienić.

  1. Nie planujcie zbyt dokładnie. Wyznaczcie sobie cele do osiągnięcia i miejsca do bycia za 5, 10 i 15 lat, jednak nie kojarzcie ich z kotwicą, która ciągnie Was tylko w tym kierunku.
  2. Idąc na studia, myślcie bardziej o tym, co Was interesuje, niż co przyniesie Wam (rzekomy) zysk - cóż to za frajda spędzić resztę życia na robieniu czegoś, co może i przynosi większe dochody, ale za to wpędza nas w prawdziwą frustrację i poczucie niespełnienia?
  3. Nie bójcie się próbować nowych rzeczy - otwórzcie się i smakujcie życie, szczególnie, gdy jesteście młodzi i wciąż poznajecie samych siebie. Jeśli czegoś nie spróbujecie, nie przekonacie się, jak to smakuje.
  4. Uświadomiliście sobie, że to, co robiliście do tej pory, jest jednak bez sensu? Spróbujcie czegoś innego i dajcie sobie szansę na jeszcze jeden start. Życie jest długie, ale tylko wtedy, gdy nie czekacie na jutro, tylko działacie dziś, bo tylko dzięki temu możecie czerpać z niego pełnymi garściami!
  5. Marzenia nie kosztują, a więc marzcie, a potem idźcie w kierunku realizacji Waszych marzeń. Wtedy nawet deszczowy poniedziałek nie będzie przeszkodą.

     Niby oczywiste sprawy. Czasami jednak mylimy marzenia z oczekiwaniami innych względem nas, pasję z przyzwyczajeniem i przymus z chęciami. W codziennym wyścigu gubimy się i czasami nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Wpadamy w rutynę i pozwalamy, by jeden dzień poganiał drugi, by kartki w kalendarzu zmieniały się niezależnie od nas, bo "nie mamy na to wpływu". A właśnie, że mamy wpływ, bo to w końcu nasze życie, prawda?
     Lubisz piec ciasta? Piecz ciasta w każdej wolnej chwili, jaką masz, a za kilka lat może otworzysz własną cukiernię. Lubisz sport? To ćwicz, a może przerodzi się to w wielką pasję, a to potem w satysfakcjonujący zawód trenera personalnego? Zawsze interesowało Cię, jak to jest uszyć śliczny płaszczyk albo spodnie w super fasonie? Zapisz się na kurs szycia. Grasz na gitarze i super śpiewasz? Załóż kanał na YT i spraw, żeby świat się o Tobie dowiedział.
    Czas skończyć z wymówkami typu jutro/od poniedziałku/od nowego miesiąca. Nikt tego za nas nie zrobi. Nikt nie sprawi, że będziemy szczęśliwi i zadowoleni, jeśli sami nie zrobimy tego pierwszego kroku, jakim jest zadanie sobie samemu pytania: czy aby na pewno wszystko wokół mnie jest rzeczywiście na swoim miejscu?

     A Ty? Na co jeszcze czekasz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonany przez Patrycję Grzyb dla bloga
Z J A D L A M - S Z M I N K E.pl
2017 | All Rights Reserved

kontakt: wanilijowa@gmal.com