czwartek, 9 kwietnia 2015

Technologymania

     Czwartki są zawsze najgorsze, bo zajęcia od 8 rano - Islandia w pigułce, która wcale nie jest porywająco ciekawa i wstęp do literatur skandynawskich, które też mogą dobrze uśpić... - w przerwie korepetycje, a później znów zajęcia - podwójny szwedzki od 18 do 20. Ale nie narzekam, bo jak się prześpi te dwa pierwsze zajęcia, a potem wyjdzie już w tłum w centrum miasta, to da się przeżyć i do końca dnia!

     Czasami zdarzają się dni, kiedy w krakowskim MPK spędzam więcej czasu, niż w naszym zakładzie UJotowskiej filologii szwedzkiej. Czasami są tłumy i nie można przesunąć stopy, żeby kogoś nie dotknąć, a czasami jest tyle miejsca, że można się położyć na środku tramwaju i nikomu to nie będzie przeszkadzać, co najwyżej popatrzy się ktoś na Ciebie krzywo, trochę zdziwiony. Dzisiaj jechałam takim tramwajem, gdzie było akurat... sześć osób może? Na pewno mniej, niż dziesięć! I nawet jeśli ktoś jechał z kimś innym, to nos od razu wetknął w swojego smartphone'a a na uszy zarzucił słuchawki i tak sobie umilał ten czas. Naturalnie, mowa tu prędzej o osobach młodych, niż tych starszych, które smartphone'ów po prostu nie mają, ale gdyby miały, to pewnie też by się nad nimi rozpływali.

     Zastanawiam się, w którym momencie ludzie tworzący portale społecznościowe, mające na celu pomóc nam w utrzymywaniu kontaktu ze znajomymi, zapomnieli, co było ich pierwotnym celem. Dzisiaj nie ma już wyjścia do kina ze znajomymi, imprezy, spaceru czy posiadówki w parku, żeby nie odbyło się to bez telefonu - jeśli nie znajduje się on ciągle w dłoni, to jest wyciągany co pięć minut, gdy w paranoicznym geście chcemy sprawdzić, czy aby na pewno nie dotarł do nas nowy SMS albo powiadomienie na facebooku.
     Właściwie, pal licho z nami - XXI wiecznym pokoleniem Kolumbów - bo my, dzieci lat 90-tych, zaznaliśmy jednak tego "prawdziwego" dzieciństwa. Czasami przyglądam się ludziom na ulicy, szczególnie tym małym potworkom, które migrują z domu do szkoły i ze szkoły do domu, a w rękach iphone'y, tablety, ipady i inne nowinki technologiczne, którymi rodzice wynagradzają im brak czasu dla nich. W poczekalni do ortopedy natknęłam się na czterolatka śmigającego palcami po ekranie szybciej, niż ja, co jest naprawdę nie lada wyczynem.
     Ale teraz - hit jednych z zajęć z nabywania języka. 
     Wyobraźcie sobie jedno z wielu przedszkoli w naszej wspaniałej ojczyźnie, gdzie pisk i śmiech dzieciaków to codzienność. Bawią się klockami lego, lalkami, misiami; kolorują kolorowanki, śpiewają piosenki. I pośród nich jest mały chłopiec - stoi sobie przy oknie, za którym świeci pięknie słońce, ptaki śpiewają, a ludzie pomykają z jednego miejsca na drugie, jak mrówki, tylko są trochę więksi. I ten chłopiec, mrużąc oczy, wypatruje czegoś na ulicy, a potem unosi rękę i maca palcami po szybie w dziwnie znajomym geście.
     Co robisz, Jasiu?  pyta przedszkolanka, podchodząc bliżej i patrząc na dziecko z uśmiechem.
     — Chciałem powiększyć obraz, ale chyba coś się zepsuło — odpowiada jak najbardziej poważnie, marszcząc ze skupieniem brwi.

Technika, technologia, wynalazki - to wszystko bardzo istotne sprawy, ale jak bardzo dzisiejsi ludzie na nich polegają, skoro nawet małe dzieciaki doczekały się dnia, gdy nie potrafią rozróżnić otaczającej rzeczywistości i jej możliwości z gładkim ekranem tabletu?
To trochę creepy.

1 komentarz:

Szablon wykonany przez Patrycję Grzyb dla bloga
Z J A D L A M - S Z M I N K E.pl
2017 | All Rights Reserved

kontakt: wanilijowa@gmal.com