poniedziałek, 7 lipca 2014

Na dobre i na złe


     Gdyby spytać dziecko, czym jest rodzina, to odpowiedziałoby zapewne "no, mama i tata to rodzina, i jeszcze Pimpek, nasz pies". Jakiś starszy ktoś dodałby, że babcia i dziadzio, i wszystkie ciocie i wujkowie, kuzyni. Wymieniać można długo, bo w końcu powiązania rodzinne rzeczywiście mogą nie mieć końca, a nawet trochę wspólnej krwi czy powiązania prawne czynią z większej ilości rodzinę. Ale dzisiaj przyszło mi do głowy opisać inną rodzinę - moją, ale nie rodzoną. Kto zgadnie, o kogo chodzi?


Nieraz pierwsza w życiu rozmowa może się okazać rozmową na parę(naście) następnych lat.



     Jeśli miałabym policzyć członków rodziny ze strony mojego taty, a potem z mojej mamy, to mogłabym się nie doliczyć. Moja jedna babcia miała pięcioro rodzeństwa, druga siedmioro, podobnie jak dziadek - wtedy to było na porządku dziennym, mieć dużo rodzeństwa i dużą rodzinę. Potem każde z braci i sióstr po trójce lub czwórce dzieci i wszystko rozrasta się jak żywopłot. Wiem, bajeczne porównanie. Ale pytaniem, jakie dzisiaj wpadło mi do głowy - choć odpowiedź na nie znam już od dawna - jest to, czy aby na pewno trzeba być spokrewnionym, by czuć z kimś rodzinną więź? Nierzadko zdarza się, że ktoś jest kuzynostwem, a nigdy się nawet nie widziało lub nie rozmawiało. Szaleństwo.

A ja mam rodzinę zewsząd i dobrze mi z tym, choć ktoś może mnie uznać za dziwaczkę, ale...

     Dzisiaj pierwszy raz rozmawiałam przez z telefon z C., chociaż kontakt mamy od czterech ładnych lat. Jej głos był zupełnie inny, niż sobie wyobrażałam i z początku zupełnie nie pasował mi do zdjęć, które widziałam. I choć zawsze sądziłam, że jest blisko mnie - nawet jeśli ja siedzę w Polsce, a ona w Niemczech - przez tę krótką rozmowę stała się jeszcze bliższa. I potem zaczęło wszystko pasować.
     Poznałyśmy się inaczej dla innych, a normalnie dla mnie. Ot, napisała któregoś razu, czy zrobię dla niej szablon na bloga (pomijam, że do dzisiaj go jej nie dałam... bo w sumie przestała go potrzebować, ale gdzieś tam kiedyś był zrobiony!). Internety. I porozmawiałyśmy chwilę, a potem kolejny raz i kolejny. Nasza znajomość była dość burzliwa, szczególnie na początku i ona właściwie mnie nie znosiła, jej najlepszy przyjaciel, J., za to lubił bardzo, a potem to się odmieniło. Brzmi trochę jak telenowela, i właściwie C&J zawsze sprawiali, że nieraz czułam się jak w bajce albo właśnie filmie. Obydwoje jakoś mnie zmienili, a ja zmieniłam ich - i wcale nie trzeba było trzymać się za ręce, by tego dokonać. A teraz po tych czterech latach, które minęły w mgnieniu oka, obydwoje są da mnie kimś więcej niż przyjaciółmi. I jakoś czuję, że to nie zaniknie, nawet jeśli dopiero po czterech latach usłyszeliśmy swój głos. Mogą minąć nawet kolejne cztery, a wiem, że kiedyś na pewno się spotkamy i wtedy już nie tylko ich usłyszę, zobaczę, ale nawet wyściskam.
     Internety są jednak fajne, ale tak naprawdę samemu trzeba to przeżyć, żeby naprawdę zrozumieć.

Właściwie, jak my się poznałyśmy? Ojej...

     Latti. Właściwie to nie pamiętam i pewnie się obrazi... Nie nakarmi mnie już biedronkową lasagne. Czyżby też zaczęło się od szablonu? A potem opowiadania. Później to już wszystko i nic jednocześnie. Ale nasz staż to chyba z sześć lat, jak nic. Z początku wszystko szło nieśmiało, jak każde zwierzę przed atakiem. Wzloty i upadki były, i to nawet niemało, ale wytrwałyśmy prawie jak w małżeństwie i dalej się przyjaźnimy, od roku dodatkowo w jednym mieście. Gdyby popatrzeć w linii prostej, to między naszymi domami były dwa lub trzy kilometry. A nie ileśset, jak wcześniej. To się nazywa fart!
     Czasami zastanawiam się, jak wytrzymywałyśmy ze sobą (to znaczy ona ze mną) tyle czasu. Naprawdę. Wprawdzie powiedziawszy, podejrzewam, że ona tylko udaje, że mnie słucha, gdy mówię godzinami, bo w sumie i tak by mnie nie przegadała. Sprytna bestia.


     Dunst. Och, też zaczęło się od szablonu, moje życie jest strasznie monotonne. Różnica, że to ja napisałam do niej, jak jeszcze byłam nogą w grafice i pytałam o to, skąd ona bierze takie fajowe tła. Właściwie, to też było z sześć lat temu. Ale ja jestem stara. To trochę dziwne, bo ta przyjaźń jest zupełnym przeciwieństwem tamtych. Obydwie mamy silne charaktery, ale mimo to jedna dla drugiej zawsze umiała ustąpić. Ale za to nie gadamy codziennie, chyba że naprawdę się za sobą stęsknimy, c'nie? Może kiedyś to przeczytasz. Jesteśmy chyba trochę jak koty, które gdzieś tam są i zawsze w gotowości, żeby skoczyć do przodu, ale jednak dalej póki co w ukryciu. Mraśne tygrysy, jak się patrzy. I to jest właściwie fajne. Kobieca intuicja podpowiada mi nawrót miłości - śmieszek, heheszek! Szykuj się...

     I inni.

Dni mijają, miesiąc za miesiącem goni kolejny miesiąc, rok jeden ściga następny, ale czy to ważne? Kiedyś podejrzewałam, że ta moja mała rodzina na fundamencie przyjaźni opiera się jeszcze na belach wspólnych zainteresowań, ale widać - nie. Ale z czasem zawroty głowy pojawiały się na dźwięk innych już zespołów, innych autorów, aktorów, a jednak - zostali ze mną i jeszcze chwilę, zdecydowanie tę dłuższą, pozostaną.

BĄDŹCIE UPARCI!
Wszystko jest możliwe, szczególnie przez Internet. Przyjaźń, miłość, seriously. Czasami trzeba o nie tylko mocno zawalczyć albo zacisnąć zęby i wytrwać. Nieraz żałuję, że w jednej sprawie nie byłam bardziej uparta.


8 komentarzy:

  1. Wszystko tutaj zawarte jest takie prawdziwe. Sama się z tym wszystkim utożsamiam - ludzie, których poznałam przez internet, przez fora, przez gry stały się częścią mnie i nie wyobrażam sobie, żeby mogło ich kiedyś tam zabraknąć, nawet jeśli w tym momencie nie utrzymujemy kontaktu (czego w niektórych przypadkach bardzo, ale to bardzo żałuję). Czasami też mam wrażenie, że właśnie te internetowe ludki rozumieją mnie bardziej, wspierają bardziej i są przy mnie "bardziej" niż osoby, które znam na co dzień. Normalne? Dziwne? Nie mam pojęcia. Ale Ci, którzy nie zaznali internetowej przyjaźni czy chociaż zwykłej znajomości nie mają pojęcia, co i ile stracili.

    Buziaki!

    PS Wnioskuję z tego, że już jesteś wyspana!:D:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chochliki się wkradły - stali* (druga linijka) i mam* (czwarta).




      Usuń
    2. No właśnie najlepsze jest to, że spałam tylko 3h po tym, jak pisałyśmy :D Więc zaraz zmykam spać z powrotem!
      Osobiście nie narzekałam nigdy na brak kolegów i koleżanek na podwórku, choć przyznam, że po tym, jak w wieku 8-9 lat przeprowadziłam się do taty, to do dzisiaj znajomych tutaj mam niewielu na osiedlu. To są zupełnie inni ludzie, niż ja, inne spojrzenie na świat, inne wartości, inne marzenia, plany, ambicje. Nigdy nie udało mi się znaleźć z nimi wspólnego języka. Prędzej w szkole, w klasie. Ale internetowi towarzyszą mi od 9-10 roku życia, więc naprawdę długo i z taką pierwszą koleżanką nadal utrzymujemy kontakt (: To jest naprawdę fajna sprawa i właściwie już przestało mi przeszkadzać, że nie którzy tego nie łapią :>

      Usuń
  2. Kiedyś... NO WAY!

    Ale masz rację, co do naszej znajomości - gdzieś tam jesteśmy osobno, ale jak któraś wpadnie na jakiś szalony pomysł (pamiętasz nasze szalone pomysły? ^^), to jest komitywa jak stąd do kosmosu. I nie ma przebacz, nasze dwie głowy lepsze niż tuzin geniuszy - jak szalony pomysł to nie będzie, damy radę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oho, niektóre były masakryczne :D a i tak się w nie wchodziło po uszy!
      Szybko to kiedyś... nastąpiło.

      Usuń
  3. Siedmioro rodzeństwa to pikuś. Mój dziadek ze strony mamy miał dwunastu braci i dwie siostry, a babcia o połowę mniej. U taty zaś skromniutko, bo tylko piątka. Kiedyś było inaczej, a świat się przecież zmienia. Kobiety rodziły dzieci, bo była wojna i ludzie patrzyli na świat z innej perspektywy pod kątem 'liczby'.

    Ja też osobiście mam kilku internetowych przyjaciół. I choć wszyscy są przeciwni takim znajomością, ja dalej utrzymuję z tymi osobami kontakt. Są mi bliskie. Z jedną poznałam się poprzez fakt, iż pomogłam jej ogarnąć w pewnym sensie bloga. To bardzo miłe mieć rodzinę tutaj, w Internetach. Masz świadomość, że jeżeli coś ci nie wyjdzie np. szablon, opowiadanie, to masz się komu wyżalić. Wspaniałe uczucie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony się cieszę, że mam tylko dwójkę rodzeństwa - i to na dwóch różnych końcach miasta, bo nie wiem, jak wytrzymałabym z jedenaściorgiem. Czasami z samą siostrą nie mogę się dogadać.

      Co do znajomych tu, z internetu, to nie wiem czy też tak miewałaś, ale mnie oni dużo więcej potrafili pomóc niż np. rodzina, bo rozmawialiśmy i to dużo, dużo. A rozmowa to w końcu podstawa (:

      Usuń
  4. Awwwwwwwwwwwwwwww, dostaniesz lasagne, bo chyba faktycznie od szablonu się zaczęło. Ale nie wiem i nie będę nigdy pamiętać gdzie, po co i kiedy. Jaki by nasz staż nie był to na pewno jest w cholerę długi.

    Latti

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Patrycję Grzyb dla bloga
Z J A D L A M - S Z M I N K E.pl
2017 | All Rights Reserved

kontakt: wanilijowa@gmal.com